Friday, October 2, 2009

Zamknięcie bloga

... i otworzenie nowego ! Od dziś zapraszam na stronę http://kapustka.net gdzie poza blogiem będą też ukazywać się wszystkie teksty jakie piszę.

Te pozostałe teksty już zostały przeniesione i wzbogacone o zabawne listy linków. Przenoszenie postów z tego bloga powinno zakończyć się niebawem.

Friday, September 18, 2009

Porównanie produktów: Tatry - Warszawa

Późne, krótkie i wręcz trochę nerwowe wakacje właśnie spędziłem, jak co roku, w Tatrach. Nowością tego wyjazdu było spanie w schroniskach górskich gdzie oglądałem zachody i wschody słońca oraz słuchałem dziwnych dźwięków jakby niedźwiedzia jakby łosia jakby mojej sąsiadki w nocy. Przez kilka dni byłem wyłącznie w górach zapominając o tym jak wyglądają samochody, znaki drogowe i bankomaty.

Jednak nie o samym wypoczynku chcę opowiedzieć, tylko o jego zakończeniu. Nawet nie o całym zakończeniu tylko małym jego interwale gdy ogarnia nas to dziwne uczucie, które znamy z zakładania zwyczajnych butów po jednej godzinie jeżdżenia na łyżwach lub rolkach, znamy je z powrotów do porzuconych dawno zainteresowań i hobby oraz ze spotkania kogoś z rodziny po półrocznej przerwie. Chodzi o ten krótki i nietrwały moment, gdy wracam do tego co kiedyś było normalne. Jestem pomiędzy jednym a drugim i przez chwilę nie jestem nigdzie.

Tak właśnie pierwszego dnia w Warszawie byłem obcy we własnej normalności. W chwili gdy piszę te słowa już przywykłem do komputera i na dobre wróciłem ale spróbuję odtworzyć tamten stan aby porównać dla produkty: Tatry i Warszawę. Proszę tego nie mylić z oceną, tutaj nie będę wskazywał zwycięzcy, tylko szukał podobieństw i różnic w zupełnie swobodny, niesystematyczny sposób.

Wszyscy są znajomi

Najtrudniejszym nawykiem, z którym musiałem skończyć po powrocie, jest mówienie wszystkim napotkanym osobom, zarówno znajomym jak i nieznajomym, "dzień dobry" (ewentualnie "dobry dzień" gdy trafimy na Słowaka). Te przywitania tracą na znaczeniu im więcej osób spotykamy - na koniec nawet opracowałem skrajnie abstrakcyjny żart: witam się z dwoma kolejnymi osobami hucząc bardzo niskim barytonowym głosem, kiedy dochodzę do oddalonej trzeciej (która nie mogła usłyszeć poprzednich pozdrowień bo była zbyt daleko) witam się głosem normalnym ... i zastanawiam się dlaczego ta osoba nie zrozumiała żartu.

Niezależnie czy tego chcemy czy nie, na długich wędrówkach dwie rzeczy stają się automatyczne: chodzenie i mówienie "dzień dobry". Pierwsza jest pożądana, bo gdy staję się "maszyną do wchodzenia i schodzenia" to nie myślę o zmęczeniu, czy druga jest pożądana - nie wiem. Ale kilka razy już prawie spontanicznie witałem się z zupełnie nieznanymi ludźmi na ulicy Rakowieckiej ... może to dobrze !

Dwie kreski

Dwie kreski zasięgu na komórce mam zarówno na szklaku jak i w moim pokoju. Chociaż statycznie podobne, kreski te mają inną dynamikę - spadną do zera jeśli wejdę do windy, wzlecą do czterech jeśli znajdę się na balkonie. Jeśli będę na balkonie, po czym przejdę przez pokój aż do windy to wykres ilości kresek w czasie będzie miał kształt przepaści ze Świnicy do Hali Gąsienicowej.

Inaczej w górach, gdzie byłem świadkiem rozmowy - jeśli chcesz lepszy zasięg to musisz wyjść ze schroniska, skręcić w niebieską trasę, przejść łączkę, zakręcić w czerwony szlak i wejść na górkę (zapewne Kasprową gorkę) ... tam są trzy kreski ! Zmiany zasięgu są dużo wolniejsze ich wykres w czasie przypomina raczej Pojezierze Mazurskie.

Smaki

"Jem więc jestem" lub "Jestem tym co zjem" oraz "jem swoje jestem" to bardzo popularne zjawiska w czasach konsumpcji konsumentów, finansowych rekinów żarłaczy, reklamodawców i reklamożerców. Wydaje mi się wręcz zabawne, że w chwili gdy jedzenie stało się naszą regułą życia nastała moda na gotowanie. Kuchnia TV to przecież kanał satyryczny.

Na marginesie bardzo ciekawym eksperymentem, umartwiającym ciało i (chyba umartwiającym) ducha, jest oglądanie kuchni tv na głodniaka. Wtedy widok tych sosów pomidorowych, ziemniaków w mundurkach i kotletów bez panierki powoduje, że rozpalam się do jedzenia niczym nowoczesny piekarnik. Cały czerwony, wyczerpany i osłabiony w końcu muszę udać się do kuchni, gdzie pożeram czipsy. W głowie kotlety bez panierki a w brzuchu czipsy.

Ciekawe jest jak góry zmieniają wszystkie smaki, zarówno te w sensie kuchni tv, gdy roztwory cukru w herbacie są doprowadzane do granicy rozpuszczalności, jak i w sensie jakości życia, gdy bierzemy prysznic z ciekłego lodu w schronisku Pięciu Stawów. Pamiętam pierwszą myśl gdy po powrocie wszedłem do swojej łazienki: o rany, tu mają ciepłą wodę !

Noce

Zarówno w schroniskach tatrzańskich jak i w domu śpię na podłodze. W jednym wypadku na karimacie w drugim na materacu ale nie jest to duża różnica. Dużą różnicą jest natomiast uciążliwy brak powietrza ... w przepełnionym schronisku ! Panuje tam roztwór braku tlenu w powietrzu doprowadzony do granicy rozpuszczalności.

Nocleg w przepełnionym schronisku górskim ma bardzo niewiele wspólnego z górami. I tak miałem szczęście, gdy byłem w Pięciu Stawach na podłodze nocowało zaledwie 30 osób. Dwa tygodnie wcześniej było to 100 osób, na jednej podłodze, w niewielkiej jadalni!

Potem dowiedziałem się, że nawet w październiku noce w górach nie są jeszcze tak bardzo zimne i możliwe jest zanocowanie na werandzie schroniska w dwóch, trzech kocach i śpiworze pod gołym niebem. Z całego wyjazdu to jest jedna rzecz której żałuję najbardziej - że nie zanocowałem w ten sposób.

Drogi

Zarówno w mieście jak i górach najwięcej osób ginie na drodze. W mieście jednak droga na której zginiemy wybiera nas a w górach sami wybieramy drogę na której zginiemy. Szczególnie popularne wybory to: orla perć, giewont podczas burzy (znajduje się tam przyjaciel pioruna - metalowy krzyż) oraz szpiglasowa przełęcz (popularne miejsce lawin kamiennych, jedna z nich zeszła dzień przed moim wejściem).

Moja wędrówka przez Szpiglasową Przełęcz była specyficzna z jednego powodu. Tamtego dnia miałem świetną kondycję, lekki plecak i wcześnie wystartowałem. Byłem pierwszą osobą na szczycie a schodząc wszyscy mnie pytali: jak tam jest ? jaka jest tam pogoda ? widzę chmury, czy na pewno powinienem tam iść ?

Na początku moje wypowiedzi były nieskładne. Jednak po kilku poradach porażałem profesjonalną wypowiedzią: "Jak wiemy prognozy pogody były na dziś sprzeczne, TOPR zapowiadał pierwszy dzień załamania pogody natomiast prognoza ogólnopolska oraz sprzedawcy oscypków mówią o słonecznym ładnym dniu. Jak widzicie w tej chwili na szczycie zbiera się brzydka ciemna chmura, która jednak zatrzymała się na łańcuchu górskim więc prawdopodobnie nie zejdzie na Dolinę Pięciu Stawów. Pewnie zastanawiacie się, czy warto ryzykować ? Myślę, że tak - ta pogoda nie jest jeszcze tak zła i zawsze zdążycie zawrócić.

Dopiero potem się dowiedziałem, że na Szpiglasowej Przełęczy, na którą tak ochoczo wysyłałem ludzi, jest najwięcej wypadków.

Waga ołówka

Na górze wszyscy są znajomi, kreski zasięgu zmieniają się powoli, herbata jest słodka, noce duszne i jest możliwość bycia przez jeden dzień prezenterem pogody. (Słyszałem, że dla wielu ludzi prognoza pogody jest najważniejszą wiadomością w serwisie informacyjnym, podobno zdarzają się osoby, które mylą prognozę z wybieraniem pogody, to znaczy sądzą, że prezenter wybiera jaka pogoda będzie i przypisują mu wręcz magiczne moce !)

Ostatnim elementem tego porównania będzie kwestia wagi. Gdy chodzicie po schroniskach trzeba zabrać lekki plecak. Popularne jest powiedzenie "na trasie każdy dodatkowy gram waży kilogram", które w ciekawy sposó co w ciekawy sposób łączy się, a może wręcz udowadnia, ogólną teorię względności Einsteina. Jedną z konsekwencji tej teorii jest to, że ciała w ruchu (szczególnie bardzo szybkim ruchu, bliskim prędkości światła) zyskują na masie.

Dlatego przygotowanie lekkiego plecaka, który rozpędzony zyska na masie jest bardzo ważnym problemem. Rozwiązanie to szereg wyrzeczeń i trudnych rozstań: rozstanie z komputerem, rozstanie z golarką, rozstanie z książką, z notatnikiem, ładowarką do telefonu ... Jednak gdy przyjechaliśmy do Zakopanego okazało się, że nie mamy kilku niezbędnych przedmiotów - między innymi ołówka, który był potrzebny Gosi do zagadek logicznych (które zabrała ze sobą pomimo ich wagi).

Wchodzimy do sklepu i mówimy zdziwionej sprzedawczyni: poprosimy najbardziej lekki ołówek ! Sprzedawczyni nie myśląc zbyt długo sięga po najdroższy i mówi: ten chyba będzie najlżejszy !

Thursday, September 3, 2009

Foczka

Grając na saksofonie w wielu grupach muzycznych, przekonałem się, że są generalnie trzy powody, dla których ludzie stoją na scenie:
a) bo podczas grania mam ogromną frajdę - jeśli ktoś chce tego posłuchać, to czemu nie ?
b) bo chcę aby ludzie mieli ogromną frajdę, zrobię wszystko by muzyka im odpowiadała
c) bo chcę coś zmienić, powiedzieć coś ważnego, nagłośnić problem, pochwalić postawę ...

Kandydatem na czwartą grupę jest d) bo muszę z czegoś żyć. Ewentualnie e) bo chcę podrywać dziewczyny - przy czym takich świrów będę klasyfikował jako b, ponieważ przedkładają opinię publiczności nad swoją własną.

Przypominam sobie ostatnie osoby z którymi grałem: a, b, a, a, a, b, b, c, a, b, a, a ... dominuje szczera radość z grania, tuż za nią granie pod publiczność. Dosłownie kilka osób chciało muzyką naprawdę coś zmienić. Zresztą ja też po prostu świetnie się bawię improwizując te szalone melodie, celowo wypadając poza rytm aby go potem szukać i cytując marsz imperialny wpleciony w środek właśnie wymyślonej frazy.

Gram bo mam frajdę również jeśli chodzi o planszówki. Zastanawiam się, czy można w tym przypadku należeć do b) gram dla kogoś ? Była by to chyba sytuacja, w której podkładam się dla czyjejś, wątpliwej, przyjemności. Myślę, że również "gram dla kogoś" może powiedzieć każda osoba, która uczestniczy przymuszona - szczególnie popularne zjawisko w brydżu, którego partię można rozgrywać tylko i wyłącznie na cztery osoby. W języku funkcjonuje wręcz związek frazeologiczny "czwarty do brydża" przy czym oznacza on "brakujący gracz" choć w moim odczuciu powinien oznaczać "przymuszony gracz".

Co zaskakujące, w przypadku gier planszowych chcę też coś zmienić w moim otoczeniu. Wierzę, że większa popularność zabaw będzie oznaczała bardziej wesoły, kreatywny i kontaktowy świat.

Dlatego zdecydowałem się zorganizować konkurs z rozgrywki Agricoli (http://www.gamesfanatic.pl/konkurs-kapustkowo-agricolowy/), który następnie ogłaszałem na portalach pokrewnych: Fora diablo 3, gier komputerowych, fora młodzieżowe, książkowe ... Myślę, że konkurs to dobra okazja aby rozgłośnić temat. Tak naprawdę bardzo wątpię aby ktoś był w stanie poznać zasady gry wyłącznie z instrukcji i wersji flash stołu do gry. Ale jest pewna szansa, że jeśli wejdzie na gamesfanatic to zapali się do planszówek.

Przejdźmy do tytułowej foczki:
Jeśli nie dostanę pierwszej propozycji rozwiązania konkursu w ciągu 2 dni, to spałuję tą piękną foczkę:



PS. Spóźnione życzenia z powodu nowego roku ! (tak, ostatni post pochodzi z 2008 !)