Friday, April 6, 2007

Sado Fado


Nie ma nic gorszego niż dobre nastawienie ! Idę na ekranizację S@motności w sieci przekonany, że w najgorszym wypadku będzie to dobry film a tymczasem już po 60 minutach chcę wyjść (Przeglądając potem wypowiedzi na forum silverscreen znalazłem: "chciałam wyjść ale zasnęłam"). Innym spektakularnym rozczarowaniem był dla mnie "noc na ziemi" Jima Jarmuscha ostatnio puszczony w tv4. I dobrze ! Przynajmniej mogłem zmienić kanał na teatr telewizji, którego notabene normalnie nie toleruję.

Problemem dobrego nastawienia nie jest tak naprawdę związana z nim ślepa euforia tylko pewien mechanizm psychologiczny, który nieświadomie sami sobie narzucamy i stajemy się jego ofiarą. Robert B.Cialdini nazywa go "regułą kontrastu" i polega to na tym, że na niebieskim tle wszystko wydaje się mało niebieskie, w otoczeniu wysokich ludzi przeciętny wzrost wydaje się niski a na tle wysokich oczekiwań przeciętnie dobry film wydaje się słaby.

Na koncert Mariza "Fado Night - jazz w strefie zysku" poszedłem z lekkim uprzedzeniem - obawiałem się, że cało to "Fado" to jakieś dziwactwo adresowane do znudzonych i zamożnych pseudoznawców muzyki. Odstraszała mnie nie tylko wydumana nazwa muzyki ale też ten dopisek "jazz w strefie zysku". I to niezależnie od tego czy oznacza on, że ten koncert ma drogie bilety czy też, że jest to muzyka o problemach bogatych ludzi.

Spektakl rozpoczął się bardzo widowiskowo bo wyszedł prezes ery jazzu i mówi, że napisał pracę magisterską o muzyce fado. Oklaskom nie było końca (bo nie było też początku) a publiczność oszalała. Oszalał też prezes, który zszedł ze sceny po czym podobno zjadł swoją pracę magisterską aby stać się z nią jednością ... najlepiej w strefie zysku.

Przez następne parę minut okazało się, że muzyka Fado jest oparta na kilku założeniach:
- uwielbiamy język portugalski
- uwielbiamy supergwiazdę piosenkarkę
- muzycy Fado udają, że są biedni i że wolą być murzynami (więcej o tym za chwilę)
- jest dobrze, jeśli mamusia piosenkarki była czarnoskóra.

Historia jakby skądś znana bo na początku jazzu były grupy białych, którzy udawali, że są czarni.Robili to bo już wtedy uważano, że tylko czarni potrafią grać jazz. Chwilę później nastąpiła rzecz niesamowicie ciekawa bo oto pojawiły się grupy czarnoskóre, które udawały muzykę graną przez tych białych co udawali czarnych (tylko, że to już miało charakter kabaretowy).

Tak samo kluczowym pojęciem dla tego spektaklu Fado było udawanie. Mariza udawała, że jest skromna i subtelna, muzycy udawali, że są czarnoskórzy a publiczność udawała, ze to jest jazz i klaskała ... ociężale na "raz" jak na weselnej biesiadzie.

Pozytywnie zarejestrowałem grę muzyków gdy na scenie nie było supergwiazdy. Było to odczuwalne w zmianie muzyki: grupa od razu stawała się czujna, improwizowała, obserwowała siebie nawzajem i rozmawiali muzycznie ... to po prostu zaczynało mieć sens.

W pewnym momencie zwróciłem się do Gośki
- Ja jej zupełnie nie rozumiem !
I nie chodziło mi o zupełnie obcy mi język portugalski tylko o całą tą wymyśloną konwencję w jakiej trwał ten koncert. Dla mnie w każdej piosence Mariza śpiewała o tym jak lepiej można było wydać te ciężkie pieniądze ... Była więc piosenka o kupowaniu planszówek, smutna piosenka o prenumeracie czasopism i nostalgiczna piosenka o kupowaniu książek.

Fado jest tak naprawdę spektaklem marketingowym z dobrze określoną grupą odbiorczą w postaci bogatych i znudzonych. Tych samych co sto razy przepłacają kupując wino Beaujolais.


Inny, bardzo ciekawy przypadek nieudanego produktu, który jest ratowany marketingowo spotkałem ostatnio w automacie z batonikami. Co można zrobić ze starym, twardym i paskudnie niedobrym Snickersem ? Można go nazwać "Limited edition - Snickers HARD" i sprzedawać ... drożej !


Na koniec prezentuję Shickers HARD w dramatycznej akcji - próbuję nim zabić pędzelka. A na sam koniec pokazuję oryginalny sposób klaskania jaki odkryłem spontanicznie na koncercie w strefie zysku.

1. snickers HARD w akcji
2. sposób klaskania

3 comments:

Anonymous said...

Drastyczne wykorzystanie limitowanej wersji snickersa zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. :-D

kapustka said...

zapewniam, że kotek żyje :) teraz większym zagrożeniem jest dla niego wróbel-zawisza czarny.

Anonymous said...

Po bliskim spotkaniu (akurat prechodził) ze Snickersem Hard na pewno jego kocia, skomplikowana i drapieżna psychika już nigdy nie będzie taka sama. Nawet przegryzka z wróbla (który akurat przechodził obok paszczy), czy inna mał kafka po obiedzie nic tu nie pomoże.