Sunday, July 1, 2007

Moi drewniani kumple

Odbyłem właśnie jakiś sentymentalny spacer po miejscach w których się wychowywałem i dorastałem. Postanowiłem przybliżyć wam bardzo szczególne grono moich znajomych z tej podróży (rany, chciałem napisać "podruży").

1. Sosnowa legnica
To pianino było od zawsze w mieszkaniu. Nie pamiętam momentu, w którym uderzanie pięściami w klawisze przerodziło się w granie. Będąc dzieckiem biłem ją dość często. Raz nawet przyłożyłem jej krzesłem (zrobiłem takie glisando od dołu do góry drewnianym taboretem, że do dziś czarne klawisze mają rysy). Jak dorosłem zacząłem ją rozbierać. Nagie pianino jest dość głośne a poza tym można sobie poparzyć.

Niestety sosnowa legnica w pewnym momencie zaczęła być strasznie irytująca. Miała taką przypadłość, że czasami odmawiała współpracy. Uderzasz w klawisz (szczególnie jeśli jest to jeden z tych "popularnych") a tu cisza. Niedawno widziałem na TVN kultura taki program w którym muzycy wypowiadali się, że kluczem do muzyki jest cisza, a dokładnie proporcja ciszy do dźwięku. Sosnowa legnica w tym zakresie podejmowała decyzje samodzielnie.

Jej dźwięki mają niskie, przytłumione zabarwienie. Były to takie dźwięki bez precyzyjnej wysokości. Plamy muzyczne bez wyrazu. Ma to jednak pewną zaletę - sosnowa legnica prawie nigdy nie jest rozstrojona, po prostu tego nie słychać. Prawdę mówiąc ja nawet lubię jak ona jest trochę rozstrojona, niektóre zagrywki mają wtedy jakąś taką brudną jazzową energię.

2. Czarna legnica
Pianino mojej ciotki, która była moim pierwszym nauczycielem. Czarna legnica była jak kieliszek krystalicznej wody. Może raczej kieliszek białego wina. Mam styl pisania trochę jak generator tekstów "szatkownica".

To pianino to z pewnością najlepsza babka jaką spotkałem. Fantastycznie reagowała, wyczuwała (chciałem napisać wyczówała) emocje. To jest pianino, które potrafi SŁUCHAĆ ! Szczęściara z tej ciotki, naprawdę. Czarna legnica ma dźwięk ostry jak ... jak bardzo ostry dźwięk i zawsze jest przygotowana. Nie spotkacie jej nienastrojonej, ubrudzonej, zmęczonej.

Czarnej legnicy nigdy nie rozebrałem ale podejrzewam, że jej krystaliczny a jednocześnie przyjemnie niski dźwięk nie pochodził od metalowej struny. Pod drewnianą konstrukcją kryje się rząd kieliszków z górskiego krzyształu, które przekazują dźwięk do dębowych pudeł rezonacyjnych.

3. Niemiec z żółtymi zębami
Fortepian emeryt. Grając na nim fantazjowałem, że tego instrumentu doświadczył wcześniej Fryderyk Chopin. Zresztą jest to niewykluczone. Spotkałem go (fortepian) w ramach projektu "poszerzanie horyzontu" gdy znudzony babkami szukałem nowych wrażeń i zawędrowałem do biblioteki w Otrębusach.

Był permanentnie rozstrojony. Nie byłem w stanie odróżnić kiedy był "zaraz po" strojeniu od "zaraz przed" strojeniem. Chciałbym zarabiać na jego strojeniu ... Grając na niemcu z żółtymi zębami trzeba było wykazać się ogromną wyobraźnią. Uderzasz w żółty klawisz, w odpowiedzi jakby dźwięk upadających kluczy, a w głowie fantazje na temat Fryderyka Chopina. Uderzasz po raz drugi, a tu jakby rozsypują się metalowe łyżeczki.

A do tego ten zapach. Z pewnością znacznie bardziej intensywny niż dźwięk. Jestem w stanie przywołać go w tej chwili. To nie był przykry zapach. Chyba każdy stary drewniany mebel tak pachnie. Osobiście potrafię pachnieć o wiele gorzej.

Ciekawe, że mimo 100-lat wciąż jest bezbłędny mechanicznie. Czyżby "german technology in da house ?"

4. Niemiec z białymi zębami
Można o nim powiedzieć, że trzyma gębę na kłódkę. Na szczęście właściciel miejskiego ośrodku kultury w Podkowie Leśnej przekazał mi do niego klucz. Niemiec z białymi zębami był młody i brzmiał poprawnie. Wyjątkowe było, że jest ustawiony w tej dużej gimnastycznej z ciekawą akustyką. To było trochę tak, jakby grać na gitarze będąc w środku jej pudła rezonansowego.

Nie wiem dlaczego ale nigdy nie wpadłem na żaden dobry pomysł przy tym fortepianie. W pewnym momencie nawet gasiłem światło w sali i grałem "na mniej-więcej" ale i tak nie było to szczególnie inspirujące. Cały ten fortepian był jakiś dziwny, z jednej strony tęskniłem do niego a z drugiej gdy już grałem to szybko miałem dość. Takie "im więcej ciebie tym mniej".

5. Biała Calisia
Miałem taki obciachowy etap w swoim życiu, że gdybym miał dowolną ilość pieniędzy to bym kupił dworek polski i w sali basenowej postawił bym biały fortepian calisia. Niewykluczone, że ubierałbym się w fioletowy smoking.

W tym obciachowym okresie życia spotkałem tą białą calisię !! Należała do kumpla i miała taki strasznie płytki dźwięk. To było pianino-dresiara. Słodki, wysoki dźwięk, nieskażony charakterem. Z radością powracałem do swojej sosnowej legnicy z jej jazzowym brudem i humorami.

6. Stainway
Zrobię wyjątek i powiem o przelotnej znajomości. Grałem na nim tylko raz. Wyobraźcie sobie tenora, który śpiewa w środkowym rejestrze. Niskie dźwięki o nieskończonej rozdzielczości (w przeciwieństwie do sosnowej legnicy, która miała raczej nieskończony brak rozdzielczości). A to wszystko umieszczone w sali balowej o wysokim stropie. Na ścianach marmur i szkło. Żadnych dywanów-dźwiękojadów. Wspaniała akustyka.

Grałem i nie mogłem przestać się uśmiechać. Pamiętam jakieś dziwne szczegóły z tamtej przygody, na przykład to, że kładłem takie czterotonowe akordy z septymą i noną ale pozbawione podstawy i zgrupowane w dziwnym przewrocie wokół dwukreślnego "c".

Muszę tam wrócić.

No comments: