Saturday, January 6, 2007

Paczka chipsów od rebela

Smolna. Moje przybycie stało pod znakiem zapytania bo pędzel, półnorweska kocia gadzina, miał być kastrowany. Pomysł jednak upadł z czego ucieszył się zarówno on jak i ja. Zdarzenie to miało charakter gry o sumie zerowej bowiem podwójnie nieszczęśliwa była Gośka aka "wróg kocich jąder". Uparcie twierdzi, że nie wytrzymamy smrodu gdy Pędzel zacznie oznaczać teren.

Pędzel z wdzięczności za uratowanie zjada mi rękę.
Gośka ma fajne powiedzenie w takich sytuacjach
"auuu kurde, sam się ugryź !"

Tym razem wpadłem ze swoim tatą, który od zawsze bardzo lubił spędzać czas przy planszy monopoly, szachownicy, brydżu lub axis and allies (w całą serię gra już blisko 20 lat !, to chyba najbardziej zagorzały zawodnik na świecie). Tutaj poleci bardziej sentymentalny kawałek bo powiem, że te chwile gdy siadamy rodziną (nie całą bo mama jest alergiczna na gry) to najbardziej rodzinne chwile z tego co mam.

Wchodzimy i patrzymy jak inni się dobrze bawią. Zaczynam szantażować towarzystwo, że jak nie będę miał z kim zagrać to napiszę bardzo nieprzyjemny tekst na blogu traktujący o smolnej. Nikt mnie nie potraktował poważnie, dlatego piszę: jeśli przyjdziesz na smolną to twoje chipsy zostaną zjedzone a pieniądze na wigilię zdefraudowane.

The First World War
Raj zaprasza do gry The First World War, która jest związana z jego ostatnią fascynacją lekkimi grami strategicznymi. Gra jest bardzo uproszczona a jej zasadnicza mechanika, według której rozstrzyga się starcia na tak zwanych "frontach", przypomina przeciąganie liny (masz zanik mięśni ale chcesz przeciągać linę to zagraj w The First World War). Frontów jest jedenaście i na każdym z nich umieszczamy jednostki (nie umieszczamy ich w jakimś specyficznym miejscu tylko na całym froncie więc plansza to tak naprawdę jedenaście dużych pól).

Początek gry. Fronty są oznaczone czerwonymi liczbami 1-11
na czarnym tle
i oddzielone od siebie cienkimi czerwonymi liniami.
Gram stroną Prus (niebieskie żetony w dwóch odcieniach).
Na froncie nr1 (prawy dolny róg, numer jest niewidoczny)
udało mi się zająć jedno miasto.

W swoim ruchu możesz zaatakować lub przemieścić jednostki. Jeśli zaatakujesz i wygrasz, zdobywasz kolejne miasto na tym froncie. Każde miasto jest warte jeden punkt i po sześciu etapach wygrywa ten, kto ma ich więcej. Miasta są w kwadratowych lub okrągłych obwódkach. Te okrągłe mają takie dodatkowe znaczenie, że ich utrata oznacza mniejszą ilość wojsk dostawianych w następnej turze.

Gram stroną Prus (niebieskie żetony w dwóch odcieniach).
Straciłem trzy kluczowe miasta w okrągłych obwódkach. W rezultacie
w następnym etapie dostanę trzy jednostki mniej i nie będę w stanie
odmienić losów wojny. Gdzie są moje chipsy ? Na zdjęciu widać też
najbardziej typowy rzut Raja "4" kontra mój ulubiony "S" = zero.

Podczas tłumaczenia nie zrozumiałem do końca reguł i nie wiedziałem o specjalnym znaczeniu okrągłych miast. Pochopnie uznałem, że wszystkie fronty są jednakowe i atakowałem w miejscach, gdzie miałem najwięcej łatwych punktów do zdobycia. Jednocześnie aby nie tracić czasu na przegrupowania zupełnie odpuszczałem tam, gdzie mi nie szło. W efekcie oddawałem najważniejsze fronty, to znaczy te gdzie miałem najwięcej okrągłych miast i moje dostawy jednostek były bardzo zredukowane.

Nie tylko zagrałem zupełnie źle ale też Raj zaczarował kostki i bardzo często wyrzucał "4" a ja zero (tutaj im więcej rzucisz tym lepiej). Spowodowana tym utrata jednostek i małe dostawki skończyły się ... skończyły się moją kapitulacją przed czasem. Co ciekawe, mimo że zagrałem jak wariat i pechowo rzucałem wciąż miałem szanse na wygranie. Nie wiem co trzeba zrobić aby przegrać totalnie. Zjeść tekturowe pionki ?

Nie powiedziałem o najciekawszym aspekcie gry - jednostki są odkładane grzbietem do góry. Macie bardzo ograniczoną informację odnośnie sił przeciwnika na konkretnym froncie aż do czasu gdy na nim zaatakujecie (obrońca wtedy się ujawnia całkowicie). To bardzo ciekawy pomysł, który przywołał mi wspomnienia gry Stratego. Starasz się zmylić przeciwnika a jednocześnie odczytać jego ruchy.

Mimo żetonów z rysunkiem żołnierza i mapy europy podczas rozgrywki nie miałem uczucia, że jest to gra wojenna. Nie wiem czym to jest spowodowane - czy to przez ten pomysł z ograniczoną informacją, który jakby przypomina gry karciane w których nie widzę kart przeciwnika, czy też może z powodu grubego podziału planszy na zaledwie 11 pól.

Dobra gra ... która nie ma szans na rynku z powodu swojej ceny.

Kompletnie zaskoczony Pędrak, w tle jego przodkowie:
Bolesław Chrobry, Kazimierz Wielki i Jan III Sobieski
... na pewno to on zjadł moje chipsy.

Raj i tata uciekają do swoich spraw. Zostaję sam. Chwilę przemądrzam się o diplomacy "szybka partia trwa cztery godziny" ale tak naprawdę mam ochotę przypomnieć sobie rozgrywkę w tego absolutnego klasyka. Potem odkrywam rzecz nieprawdopodobną, jestem otoczony VIPami. Obok mnie widzę gwiazdę telewizji pędraka a przy stoliku Lim-Dul zajada się chipsami, które kupił w rebelu (dzięki za to, że pozwoliłeś mi wyżreć okruszki) !

Po tym jak Jax przegrał w dostarczonych przez siebie Settlers of Catan the card game i został przez zwycięzcę, Lim-Dula, dwadzieścia razy pieszczotliwie nazwany:
- ty chamie.
... po tym wszystkim siadamy aby zagrać w

Nie pamiętam tytułu
Nie pamiętam tytułu to gra w której gracze mają cztery karty z wartościami 1-4 i w swoim ruchu zagrywają jedną obok wybranego smoka z kilku widocznych. Smoki też mają swoją wartość (chyba w przedziale 6-12) i w dowolnym momencie gdy suma kart graczy jest większa od wartości leżącego obok smoka to zostaje on pokonany a gracze, którzy uczestniczyli w tej wyprawie muszą się podzielić łupami. Sami muszą uzgodnić podział zanim upłynie czas (wyznaczony przez ukradzioną ze space dealera klepsydrę). Jeśli nie zdążą to skarb przepada a uczestnicy odchodzą z pustymi rękami.

Końcówka gry, wszyscy wybierają się na jednego smoka.
Swoje łupy gracze mają ukryte za papierowymi przesłonkami.

Gra się do wyczerpania łupów. Łupy są drewnianymi żetonami w kilku kolorach i o różnych wartościach (dodatkowo na koniec gry są premie za posiadanie kompletu kolorów lub posiadania największej ilości danego koloru wśród wszystkich graczy).

W grze są też karty szaleństwa z różnymi dodatkowymi regułami - na przykład ja otrzymałem taką, która pozwalała mi niepostrzeżenie kraść łupy ze smoków aż do czasu gdy ktoś mnie przyłapie. Zrobiłem to raz na smoku, który miał 7 łupów. Nikt się nie zorientował. Zrobiłem to drugi raz na smoku, który miał 4 łupy. Wciąż nikt mnie nie przyłapał (przy czym fakt zniknięcia został odnotowany). Rozprężony zagrałem na chama ...

- ty chamie - powiedziałby Lim-Dul

... i ukradłem żetonik ze smoka, który miał tylko ten jeden. To już nie przeszło, oskarżył mnie pędrak, który nie tylko zjadł moje chipsy ale jeszcze oskarża mnie o pokradanie łupów. Prawdę mówiąc na przebieg rozgrywki wpłynął fakt, że Jax zapomniał wspomnieć o tym, że taka karta w ogóle istnieje. Uprzedzeni gracze na pewno nie pozwolili by mi działać z taką łatwością.

Podziały były niesamowicie zgodne. Podejrzewałem, że podczas gry w Nie pamiętam tytułu przez większość czasu będzie awantura i straszna jatka. Tymczasem tylko raz nie udało się ustalić podziału przed upływem czasu i była to nawet miła odmiana. Bardzo mi się podobał ten luz i sposób ustalania podziałów, który świadczy o klasie graczy. Zupełnie inaczej niż jest na lidze monopoly, która z pewnością doczeka się swojego posta wkrótce.

Partia zakończyła się fajnym wynikiem - zremisowałem z Jaxem i zajeliśmy pierwsze miejsce ex aequo. Nie pamiętam tytułu to świetna gra, chociaż z zastrzeżeniem, że gracie z fajnymi ludźmi. Gorąco polecam, będę starał się ją zdobyć.

Podobno na smolnej co drugi tydzień jest bijatyka. To jest Jax
w chwili gdy kradnie dwa łupy od Lim-Dula.

Podobno na smolnej co drugi tydzień jest bijatyka. To jest Lim-Dul
w chwili gdy z dwóch łupów okrada go Jax.

// "Nie pamiętam tytułu" to w rzeczywistości Drachengold

4 comments:

kapustka said...

Dziękuję za te miłe słowa - Hura, Ktoś to czyta (oprócz mnie, co jest akurat trochę żałosne)!

jeśli chodzi o pędzla to trochę mnie uspokoiłeś ale muszę poznać jeszcze trochę opinii zanim wykręcę mu taki numer.

Anonymous said...

Ja też potwierdzam - fajnie piszesz. Teraz już nie ma odwrotu, musisz pisać częściej :-) Te zdjęcia Jaxa i Pędraka + podpisy pod nimi rozbawiły mnie na całego (bijatyka na Smolnej, lol) :-)

Anonymous said...

A gra, której tytułu nie pamiętasz nazywa się DRACHENGOLD.

kapustka said...

Faktycznie lepiej znać tytuł gry, którą się kupuje :). Dzięki.